W tym tygodniu dotarła do nas smutna wiadomość – nie żyje Stanisław Szozda – i jakoś tak mi się smutno zrobiło, i wróciły wspomnienia i świadomość przemijania wielu wartości i prawd.
Pewnie wielu młodym ludziom nazwisko to nie wiele mówi. To smutne. Był jedną z najjaśniejszych gwiazd sportu i naszym krajanem – urodził się w Dobromierzu. Tak sobie myślę, że kończy się, albo raczej skończyła epoka sportowców, którzy dlatego byli najlepsi, ze wygrywali, choć nie zarabiali. Dziś nastała epoka tych, którzy wygrywają, bo zarabiają. Być może określenie to jest uproszczeniem, ale…
W 1974 roku Szozda wygrał Wyścig Pokoju jadąc z pogruchotana ręką. W fabrykach na halach produkcyjnych, przez głośniki nadawano na żywo transmisje radiowe z tego wydarzenia, a uczniom w szkołach pozwolono na lekcjach posłuchać jej z radioaparatu „Szarotka” przyniesionego przez jednego z uczniów.
Czy na sportowym nieboskłonie dziś – taka gwiazda świeci? Świeci wiele gwiazd i dumni z nich jesteśmy – Radwańska, Janowicz i paru innych. Czy mają takich kibiców jakich miał Szozda?
W ubiegłym roku odszedł Jerzy Kulej, parę lat temu – Władysław Komar. Teraz – Stanisław Szozda. Każdy z nich był uosobieniem tego, co chcemy widzieć w bohaterach narodowych – niezłomność, honor i prawość. Do tego byli zwyczajnymi ludźmi nie otaczającymi się nimbem chwały. Byli takimi współczesnymi husarzami z zastępów Sobieskiego. Umieli odejść – kiedy ich czas minął i znaleźć miejsce w bardzo zwyczajnym życiu. To bardzo trudne, a może dla nich – właśnie – nie? Swoje największe sukcesy odnosili w czasach, kiedy luksus oglądało się w zagranicznych magazynach, a nie na własnym podwórku czy u sąsiada za płotem. Może właśnie ta siermiężna rzeczywistość dawała im hardość i wolę walki w myśl zasady – nie mamy tego co wy, ale wam pokażemy! I pokazywali.
Nie ma nic złego w zarabianiu pieniędzy, ale czy one zdystansowały przypadkiem ideę sportu jako takiego? Sportowcy to teraz towar wystawiany jak wszystko – na sprzedaż.
Nasi piłkarze zwykle przegrywają. Dziwimy się – dlaczego? – przecież grają w takich dobrych klubach i tam pokazują na co ich stać, a jak w reprezentacji narodowej – to klops. „Orły” Górskiego po zdobyciu wicemistrzostwa świata dostały po 10000 złotych na głowę, a średnia pensja wynosiła 2500 złotych.
„Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze” – tak mówi porzekadło zrodzone w latach wolnego rynku i demokracji. I chyba na rzeczy coś jest. Ja, laik odnoszę wrażenie, że sportowcy walczą nie – żeby wygrać, ale żeby zarobić, a ci, którzy robili to dla idei – to już nie ma, albo są na emeryturze.
Kiedyś – przerywano wojny, żeby zmierzyć się na arenie olimpijskiej w sportowym współzawodnictwie. Dziś na arenach trwa wojna z dopingiem, ze wspomagaczami i czym tam jeszcze. Szybciej, dalej, wyżej – na granicy możliwości ludzkiego ciała, bo będzie kontrakt reklamowy za duże pieniądze czy też trafią się inne profity. Dziś inwestycja w to, żeby być najlepszym, to inwestycja nie w zwycięstwo w znaczeniu idei współzawodnictwa, ale inwestycja w luksusowe życie potem. Czy to jeszcze sport czy wyścig szczurów? Kiedyś na stadionach byli kibice wznoszący okrzyki, dziś są kibole rzucający petardy i wzniecający bójki na i przed stadionem.
Pewnie będą tacy, co mi zarzucą, że jestem niedzisiejsza, że się nie znam itd. Ja jestem tylko obserwatorem i piszę o tym co widzę. Sportowcy chcą bić rekordy – ale w końcu padnie taki rekord, którego pobić się nie da.
Stanisław Szozda taki pobił – sprawozdania z jego wyczynów na szosie słuchano podczas pracy w fabrykach – za przyzwoleniem dyrekcji, rady zakładowej i partii, choć nie było tzw. demokracji tylko głos ludu pracującego. Czy jest ktoś, kto ten rekord pobije?
W dzisiejszych czasach komercjalizacji wszystkiego – ktoś taki jak pan Stanisław – pewnie jest postacią z innej epoki, ale wartości, które reprezentował – powinny stac się na powrót – jak najbardziej – dzisiejsze.
Róża Stolarczyk.
foto archiwum: Tour de Pologne