Lato pełne hitów – felieton o kulturze.
Jest lato – kalendarzowe, bo temperatury to raczej nie koniecznie letnie są. Zdarzają się – tak bym powiedziała. Ale ja nie o tym, bo poza spacerami czy wycieczkami tudzież kiełbaską z rożna na działce i piwem – kultury by się łyknęło.
Przekaźnikiem tejże dla przeciętnego Kowalskiego jest telewizja. Więc wieczorkiem bierze się gazetę z programem i czyta – co by tu można było obejrzeć, no i okazuje się, że poza piłką – mistrzostwa w końcu – więc priorytet mają – nie ma właściwie nic. Reklamuje się i owszem „lato pełne hitów” – czyli filmy te same po raz dwudziesty pokazywane i wielogodzinne kabarety dla najmniej wymagających widzów, bo ci bardziej wymagający nie oglądają, bo choć kabaret lubią – to w tych pokazywanych nie ma się z czego śmiać, więc sobie odpuszczają. Tak do końca tez nie można powiedzieć, że dla wymagających nic nie ma – jest – o 23.30, lub 0.30 czyli w czasie kiedy to widza sen powinien otulić ciepłym zapomnieniem. Ja tu mówię o telewizji publicznej, czyli tej dla wszystkich i wyszło mi, że ona – ta telewizja – bardzo dba, żeby intelekt społeczeństwa nie wzniósł się nad poziom przeciętny. Dobra metoda. Prostaczkami łatwo manipulować i dlatego do tego poziomu społeczeństwo sprowadzić należy.
Kulturalnych imprez wokół jest sporo, tylko w naszym mieście nic o nich nie wiadomo. Zaraz usłyszę – poszukaj sobie w internecie – no ja owszem – sobie poszukam, ale nie każdy internet ma, nie każdy wie gdzie szukać i nie każdy to potrafi, a pewnie chętnie by skorzystał, bo to sąsiedzku i dojechać (puki co) jest czym. Mamy Wydział Promocji, Informacji i Współpracy Zagranicznej Urzędu Miasta – czyli instytucję w nazwie mającą informację, logicznie to interpretując – powininna informować i promować. I promuje – działalność swoją własną – jak coś jest z innego miasta – to już nie, bo mieszkańcy mają korzystać z tego co miasto wyprodukuje i już, a jak nie produkuje – to nie muszą. Dla mnie jest to zawiść i zaraz usłyszę, że informowanie o tym co po sąsiedzku – to nie ich działka. Może tak, ale przyzwoitość wskazuje inne postępowanie. Są etatowi pracownicy (śledzący kazdą informację w sieci o swojej pracy i reagują na każdy, najmniejszy krytyczny wpis choćby na Facebooku), dla których znalezienie informacji, wydrukowanie i powieszenie w kilku punktach miasta choćby za szybą sklepową wysiłkiem wielkim nie jest – tylko to musi przyjść do głowy i musi się chcieć. Dla przykładu tylko z ostatnich dni – konkurs powożenia w Książu, Festiwal Organowy w Świdnicy, Festiwal Teatru Ulicznego w Świdnicy, Letnia Akcja Kulturalna w Książu z koncertami i spektaklami teatralnymi. Wymieniłam tylko imprezy z wolnym wstępem.
Od kiedy mamy tak zwaną demokrację zaczęto wytykać – jak to nazwano – masowość kultury za PRL–u, kiedy to zakłady pracy dawały bilety plus autokar np. na spektakl w teatrze czy operze i nazwano to „spędami ukulturniającymi” społeczeństwo. Jak to zwał tak zwał, ale faktem jest, że w szacowne progi teatru czy opery mógł wejść każdy. Teraz – teoretycznie – też. Teoretycznie, bo praktycznie – niestety – nie. Najtańszy bilet do opery – 60 zł – to jest tzw „jaskółka” czyli ostatni najwyższy balkon, gdzie wszystko słychać tylko nic nie widać plus dojazd – rachunek wychodzi jaki wychodzi. Na miejsca lepsze – stać tylko tych z odpowiednio zasobnymi portfelami. Podobna sytuacja jest w teatrze. No i w telewizji można było zobaczyć znakomite spektakle w doskonałej obsadzie i programy rozrywkowe przygotowywane z wielka starannością. Teraz tę działkę „obrabiają” transmisje z jakiś tam koncertów gdzieś tam się odbywających i sprawa załatwiona – muzyka jest – jest, kabaret jest – jest (że dla idiotów – to inna sprawa), film jest – jest (nieważne, ze dziesiąty raz ten sam), reszta – nie musi być, a raczej jest – około północy – dla „niezłomnych”. No – są jeszcze seriale latem powtarzane ciurkiem wszystkie odcinki z całego roku i wszystkie w tej samej obsadzie – dla niezorientowanych nie do odróżnienia, który to serial akurat leci i o czym.
Są jeszcze tacy, co to zakładają plecak i idą w świat jak pogoda dopisuje. Dla tych co nie posiadają samochodu też możliwości są ograniczone – w weekendy nie wszędzie można dojechać i pozostaje dostępna tylko okolica, ale nic to – kto lubi chodzenie zawsze znajdzie coś dla siebie. Kiedyś do każdej pipidówki można było dojechać koleją, albo PKS –em. W demokracji założono, że większość ma tak dobrze, ze posiada własny samochód i transport masowy należy ograniczyć. Co założono – to zrobiono, więc Kowalski nie posiadający auta na wycieczkę tam gdzie chce to może pojechać i pochodzić sobie w tygodniu, a w wolne dni ma siedzieć w domu. Choć z tym jeżdżeniem gdzie się chce transportem powszechnym to też nie wszędzie – wiele linii kolejowych nie istniej, innego transportu – też brak.
Są jeszcze książki – na szczęście – coraz ciekawsze, bo traktujące o sprawach, które przez dziesięciolecia były tabu. Polecam – ogródek, lub kocyk na łące, dobra książka i ptasie świergotanie. To zawsze jest w zakresie możliwości i co najważniejsze – wybór zależy tylko od nas.
Róża Stolarczyk
Wydział promocji miasta jak nazwa zdaje się przybliżać zajmuje się miastem. Tym miastem – a nie imprezami w innych miastach. To ewentualnie ich wydziały promocji powinny się tym zająć – internet pozwoli pani poznać kompetencje różnych wydziałów służb etc. (ciekawe czy jest jakiś uspokajający ludzi wydzierających się z balkonu na dzieci, które korzystają na placu z dobrej pogody?) Tak dla jasności. Pani Róża mieszka w tym mieście od dawna (urodzenia) to niech sięgnie pamięcią czy np. w latach 90- tych odbywały się tu jakiekolwiek imprezy poza hucznymi, jarmarcznymi dniami Świebodzic?
Panie Waldemarze – zaliczenie do Świebodzickiej bohemy to chyba przegięcie. Bohemie nie podobały by się wyprawy na czerwone pseudosztuki.
Zgoda z Panią Beatą.
Do inteligentnych wybitnie nie naleze,ale do komunikatywnych raczej tak i moze dlatego nie do konca zrozumialam- o czym jest ten wpis i czemu sluzy.To,ze latem w telewizji powtorki i intelektualna posucha,to nic odkrywczego.Tak jest od kilkunastu lat, wszyscy o tym wiedza i nic to odkrywczego,aby kolejny felieton o tym traktowac.Odniose sie wiec do tych imprez,co to ich tak duzo. Z tych wymienionych bylam na kilku, bo bezplatne i atrakcyjne. Co wiecej, widzialsm na nich sporo Swiebodziczan, a na Letniej Akcji Kulturalnej,ponad 3/4 sali, byla to swiebodzicka punlicznosc, punlicznosc wyedukowans kulturalnie, jak stwierdzili aktorzy grajacy w spektaklu. Nie wiem wiec, kto ma problem z promocja wydrzemn kulturalnych tego lata, ale Swiebodzice raczej nie. Moze miasta, w ktorych te imprezy sie odbywajs powinny podrzucic jakis plakat, a nie liczyc ns to, ze Ci z innych miast w internecie sobie znajda. /klawiature mam popsuta, staf brak znakow polskich w ,moim komentarzu./
Autorka, jak domniemywam, musi cierpieć na nadczynność ślinianek, albo taka teraz moda panuje wśród świebodzickiej bohemy, by wszystko co dookoła, opluwać. Swoją drogą, ciekawe to hobby takie kontestowanie rzeczywistości, wytykanie niekompetencji i piętnowanie dyletanctwa. Malleus Maleficarum w wydaniu lokalnym.
Włączyłem dziś odbiornik tv, a jakżeby inaczej, na kanale ogólnodostępnym, i tam pan w krawacie mówi, że alarm, że niebezpieczeństwo, bo wysuszona ściółka grozi pożarami lasów. A tu niespodzianka, bo przecież lata nie ma, a „temperatury to raczej nie koniecznie letnie są”. I mnie zamurowało, bo to, że telewizja kłamie, to normalne. Ale kto w takim razie wysusza tą ściółkę, czyżby jacyś dywersanci? Wyglądam więc dla upewnienia za okno, a żeby do niego dojść mijam ustawiony w rogu pokoju wiatrak (lata nie ma?) a tam, no jednak lato.
Błędów ortograficznych komentować nie raczę, bo przecież ich tu nie ma, a kto śmie je widzieć, ten złośliwiec i zawistnik.