Nikt nie słyszy to może ktoś przeczyta. (felieton)
O czym? Ano na przykład o tym: W telewizji jest parę programów typu – konkursy wokalne. I dobrze. Talenty trzeba łowić – te prawdziwe oczywiście. Nie od dziś wiadomo, że mamy ich wiele. W takich programach stają się – słyszalne. Fajnie.
Dla mnie nie fajne jest natomiast to, że prezentują swoje umiejętności w repertuarze anglojęzycznym. Wynika z tego, że w naszej muzykografii nie ma odpowiednich utworów dla tak wielkich talentów. Justyna Steczkowska weszła na polską scenę muzyczną piosenką MAANAMu, Szymon Wydra – Stana Borysa. To może raczej talent nie taki, albo raczej wyobrażenie, że zaistnieć można tylko dzięki piosenkom wykonywanym w innych językach byle nie w ojczystym. Jurorom też to nie przeszkadza. I dziwi mnie to. Są polskimi artystami i chyba zależeć im powinno na promowaniu polskiej sztuki. A może ja się czepiam?
Chyba jednak nie. Zauważam, ze coraz więcej polskich wokalistów nagrywa utwory po angielsku. Niech sobie nagrywają – wolno im. Tylko może nagrali by to samo po polsku – dla tych „maluczkich” co to posłuchali by ze zrozumieniem, a słuchają bez zrozumienia. Osobiście – bojkotuję polskich artystów, którzy nagrywają tylko po angielsku. Patriotką jestem – na barykady nie pójdę, bo potrzeby nie ma, ale bronić tożsamości można na różne sposoby – taki też.
Telewizji tak zwanej – śniadaniowej nie oglądam, ale przez przypadek akurat na takową włączyłam i dowiedziałam się, że będzie nowy program telewizyjny prowadzony przez Anię Rubik. No niech tam – do powiedzenia pewnie coś ma tylko – właśnie… Ma polskie korzenie, ale językiem ojczystym posługuje się „po angielsku” z wtrąceniami z tegoż. Od razu stanęła mi, a raczej usłyszałam jak pięknie po polsku mówiła na koncercie Natalia Nikolska, choć korzenie ma nie polskie. Ode mnie – Polki – szacunek dla pani Natalii – mieszka tu, więc szanuje kraj zamieszkania i tych dla których śpiewa. Ania jest Polką i zapomniała własnego języka. No może przesadzam – nie zapomniała, ale „zamerykanizowała”. Są to osoby publiczne, więc dające jakieś wzorce, które będą naśladowane. Pani Aniu – polecam sesje z nauczycielem wymowy.
W okresie międzywojennym gwiazdą polskich kabaretów był Fryderyk Jarosy, który zasłynął prowadzeniem konferansjerki w sposób jakby nie znal języka polskiego – wtrącał obcojęzyczne słowa. Jarosy był Węgrem. Język polski znał doskonale. Udawał, że nie zna, ale to był kabaret.
Nasz znakomity pisarz Teodor Parniki urodził się w Berlinie, wychował i wykształcił w Rosji – wracając do niepodległej Polski – nie znał języka. Był Polakiem, czuł się Polakiem, więc języka nauczył się, bo chciał. Mówił piękną literacką polszczyzną i pisał znakomite książki, które dziś należą do klasyki literatury.
W ramach czepiania się – jeszcze jedna uwaga – szanowni młodzi dziennikarze – przypominam, że poprawnie mówi się: „dlatego, że” a nie – „dlatego, bo”. Oj chyba gramatyka nie była waszą najmocniejszą stroną!
Też w ramach czepiania się: stał się modny taki wtręt brzmiący – „tak naprawdę”. Dla mnie znaczy to, że mówiący cały czas kłamią, a tylko zwroty poparte zacytowanym stwierdzeniem – są prawdziwe.
Pod niektórymi zdarzeniami czy też różnorodnymi propozycjami zdarza się zauważyć podpis: „naśladownictwo wskazane”. W wypadku a raczej – wypadkach tu opisanych – zdecydowanie – NIE!
Róża Stolarczyk
Dodam jeszcze kilka popularnych „byków” mowy polskiej: „w tym temacie”, „na magazynie”, „fakt autentyczny”, „godzina czasu”, „cofać do tyłu”…
Co do pani Ani, modne jest mieć takie „zwierzątko” w programie co kaleczy język aby odbiorcy poczuli się dowartościowani (ewentualnie może to być jakiś sympatyczny murzynek lub gej). RED