O Miedziance pod Atlantami – relacja z piątkowego spotkania autorskiego z Filipem Springerem
– Napisałem „Miedziankę. Historię znikania”, bo pewnego dnia przyjechałem tam, zobaczyłem dziwne miejsce, łąkę, na niej konia, kamienny krzyż i drzewo z napisem, zaciekawiło mnie to i poczułem nieokreślony żal. I postanowiłem odpowiedzieć sobie na pytanie o tę łąkę – mówił Filip Springer, znany przede wszystkim z nominowanej do nagrody Nike książki o miasteczku, które istniało nieopodal Marciszowa i które po prostu znikło z dnia na dzień. Pisarz i dziennikarz spotkał się z czytelnikami w wałbrzyskiej Bibliotece pod Atlantami. Sala była pełna.
– Część mieszkańców Miedzianki trafiła do Jeleniej Góry, do trzech bloków na nowym osiedlu. Pojechałem tam, po kolei wciskałem guziki domofonu, przedstawiając się, po co się tu pojawiłem – i kiedy dochodziłem do słowa „Miedzianka”, odzywał się brzęczyk w domofonie, potem była kawa, ciastka i mimo historii o różnych metodach na wnuczka, mimo tego, że byłem zarośniętym, niezbyt przyjemnie wyglądającym facetem z aparatem, właśnie tam usłyszałem większość opowieści o Miedziance – mówił Filip Springer.
Jak mówił autor, z zawodu fotoreporter, ta książka była jego największym fotograficznym osiągnięciem, bo najpierw zbierał teksty, robiąc wyłącznie zdjęcia dokumentów telefonem komórkowym, a potem zawiózł wszystko do domu i przyjechał po raz kolejny – z aparatem. Aparatowi pozostał zresztą wierny, obecnie pracuje nad dużym projektem „Terytoria”, poświęconym 31 polskim miastom, które po reformie administracyjnej utraciły status wojewódzkich. Będzie wśród nich Wałbrzych i autor wykorzystał pobyt tutaj, żeby przejść się po mieście, które kiedyś na swoim blogu nazwał „samospełniającym się proroctwem”. Teraz mówił o nim: „Tu jest tak gigantyczny ładunek historii, że wystarczy przyjechać na tydzień, trochę poskrobać i jest góra tematów”.
Filip Springer zapowiedział nową rozszerzoną edycję swojej najbardziej znanej książki w 2016 roku, będzie ona wzbogacona o materiały, które otrzymał od świadków wydarzeń już po jej wydaniu. Między nimi jest relacja specjalisty od wysadzania budynków, który w połowie lat 80-tych otrzymał zadanie wysadzenia słynnego browaru w Miedziance. Władze gminy zdecydowały się zrównać z ziemią ostatnie pozostałości po miasteczku.
– Jak pisał, po wybuchu była kupa kurzu, a kiedy ten kurz opadł, okazało się, że browar stoi jak stał, za to dookoła niego zrobiły się w ziemi wielkie dziury. I ten człowiek zdecydował, że nie da się go wysadzić, bo trzeba byłoby wysadzić całą górę. Tak browar ocalał, i sprawiło mi wielką przyjemność, że niedługo się otwiera. Czekam na piwo – żartował autor.
Nie lubi, kiedy nazywają go „reporterem od architektury”. Rzadko używa tego słowa. Budynki to dla niego nie tylko architektura, to także przestrzeń między nimi. Zauważył, że dziś przestrzenią miejską rządzą pieniądze, co bardzo odbija się na jej jakości. Mówił, że właśnie z tego powodu znikają budynki i trzeba ich bronić, skoro z tej przestrzeni wycofuje się państwo.
Jego „Historia znikania” zmieniła przestrzeń Miedzianki. Obecni w bibliotece czytelnicy przyznali, że jeździli tam na wędrówki z książką i spotykali inne osoby, również z książką w ręku. Mówili też, że nie ma już śliwy z napisem. Autor potwierdził, że został on przez kogoś przywłaszczony, prawdopodobnie po lekturze „Miedzianki…”, ale jeden z dwóch krzyży ciągle jest, choć trudno go odnaleźć. Są już też tablice informacyjne, zadbało o to lokalne stowarzyszenie. Ludzie wciąż przysyłają mu wiele e-maili, ale podobno pojawił się tam ktoś, kto podawał się za niego, pozbierał od ludzi zdjęcia i odjechał, co spowodowało, że teraz niezbyt dobrze tam o nim mówią.
Filip Springer stworzył portret nieistniejącego już miasteczka, który mocno odcisnął się w historii polskiej literatury ostatnich lat. Jest tu wszystko – i dzieje przedwojennych Niemców, i losy wojenne, i tragedia ludzi związanych z tajną kopalnią uranu, która w wielu wypadkach kosztowała ich życie. Kosztowała też życie tę miejscowość, z której została już tylko tablica, jeden z kościołów, cztery domy, w tym jeden opuszczony, oraz browar. I cmentarz, którego losy były równie dramatyczne, jak miasta, a zmarli nie zaznali tam spokoju.
xx