Dzieckiem kilkuletnim będąc uczono mnie – pewnie jak wszystkich – zasad, które znać powinnam i stosować w życiu. Zasady były proste: trzy najważniejsze słowa, to – dziękuję, proszę przepraszam; mężczyzna zawsze ustępuje miejsca kobiecie, przepuszcza pierwszą w drzwiach, nie wolno „używać brzydkich słów”, bić dziewczynek i ciągnąć je za włosy. Nie stosowanie się do tych zasad groziło konsekwencjami różnorakimi: np. aresztem domowym lub laniem od ojca, tudzież dostania w łapę linijką od nauczyciela. Z czasem zasady zostały przyswojone stając się naturalną cechą charakteru. Nawet bikiniarze czy członkowie „hewry„ – odpowiednicy dzisiejszych – powiedzmy – członków gangów czy innych subkultur balansujących między jasną i mroczną strona społeczeństwa zasad tych się trzymali, a czasem z nimi wręcz narzucali chcąc zaimponować jakiejś przedstawicielce płci pięknej.
Minęło lat trochę i oto znajdujemy się w sierpniu 2013 roku .
Obrazek numer jeden: do jednego z barów samoobsługowych w naszym mieście wchodzi mama, babcia i dwoje dzieci – jedno kilkuletnie, drugie w wózku. Ludzie stoją przy bufecie oczekując na wydanie zamówionych dań. Babcia siedzi na krześle razem z córką, dziecko w wózku, a kilkuletni berbeć biega – zaznaczam – biega – pomiędzy ludźmi. Pora akurat obiadowa, więc osób sporo. Dziecko to dziecko – wiadomo – mama i babcia zajęte, więc robi co chce. Potrąciło najpierw jedną panią, której o mały włos potrawa nie wylądowałaby na podłodze, potem pana, który potrącony wylał zupę. Siedzący przy stolikach spoglądali na chłopca nic nie mówiąc, aż po incydencie z rozlaną zupą jedna z pań zwróciła się do mamy chłopca, żeby ta się nim zajęła, bo skończy się to poparzeniem. W odpowiedzi usłyszała – okraszone przekleństwami – wyjaśnienie – „swoje wychowuj, a od moich się od…” – wiadomo co. Maluch na to wszystko tej odważnej pani pokazał język, a mama pogłaskała go po głowie.
Obrazek drugi: bus linii 31 . Na przystanku wsiada kilkoro pasażerów w tym dwie starsze panie. Wszystkie miejsca siedzące zajęte w większości przez młodzieńców w wieku 20 – 35 lat zajętymi gapieniem się w telefony. Bus rusza. Starsze panie stoją do samej Świdnicy. Młodzieńcy dojechali siedząc. Wychodząc z busa jednemu z nich kierowca powiedział coś w rodzaju – „nie wstyd ci młody człowieku” – odpowiedzi młodzieńca cytować nie będę.
Obrazek trzeci: osiedlowy skwer. Na trawie bawią się dzieci. Na ławce opodal siedzą młodzieńcy piją piwo i głośno rozmawiają jako przerywników używając słów nie nadających się do zacytowania. Mama któregoś z maluchów podeszła do nich prosząc, żeby nie używali takiego słownictwa przy dzieciach. Odpowiedzi młodzieńców cytować nie będę.
Bikiniarz to buntownik tępiony przez niegdysiejsze MO, bo miał odwagę żyć i ubierać się „nie socjalistycznie”. Hewra – to na dzisiejsze standardy – gang, ale gang z zasadami – antagonizmy załatwiali miedzy sobą, a nie jak dzisiejsi np. kibole – publicznie na zasadzie – „może by tak coś rozwalić?”. Natomiast publicznie – otwierali kobiecie drzwi i podawali płaszcz w szatni – ze słowami – „szanowna paniusia pozwoli”. W pociągu zawsze znalazł się ktoś, kto wtaszczył ciężką walizę na półkę a w autobusie – ustąpił miejsca.
Komentować opisanych przeze mnie obrazków nie zamierzam – czytelnicy zrobią to sami. Chciało by się powiedzieć – „co za czasy, co za obyczaje” – ale może właściwiej będzie – „jakie czasy, takie obyczaje” – i pamiętajmy przy tym, że przykład idzie z góry.
Róża Stolarczyk