Podróż bez biletu. (felieton)
W nowym 2014 roku wyjeżdżam na parę dni. Niby nic – kupić bilet i wsiąść do pociągu. Proste – ale nic bardziej mylnego.
Ponieważ wybieram się na drugi koniec Polski postanowiłam dowiedzieć się dokładnie – co i jak. Nasz dworzec co prawda wyremontowany, ale kas nie posiada, informacji – tudzież. Rozkład jazdy co prawda jest, ale tylko pociągów zatrzymujących się na naszej stacji. Posłużyłam się więc Internetem. Tam dowiedziałam się, ze rozkład zostanie zmieniony 15 grudnia. Uzbroiłam się w cierpliwość i po 15 – tym czynność poszukiwania połączeń rozpoczęłam na nowo. Po wklepaniu odpowiednich opcji okazało się, że podane informacje są takie jak przed 15 –tym. Podano jednak trzy numery telefoniczne, gdzie informacje uzyskać można, no bo nie wiadomo, czy w Internecie zmienili ten rozkład czy dalej tkwi stary, zwłaszcza, że godziny były te same. I tu zaczęły się schody, a właściwie – nie schody – a głuchy telefon.
Trzy numery – to w końcu czegoś się dowiem. Nic bardziej mylnego. Wybrawszy każdy z podanych numerów – w każdym usłyszałam – „nie ma takiego numeru”. Pomyślała, że już klops i trzeba będzie jechać do Wałbrzycha, żeby się dowiedzieć co i jak. Kierowana jednak logiką – zadzwoniłam na informację telefoniczną. Tam bardzo mila pani podała mi numery na informację kolejową w tym jeden z tych – co to „nie ma takiego numeru”. Powiedziałam pani, że ten jeden to jest nieważny. Pani na to, że oni, to znaczy firma – dysponuje tylko tymi numerami, które podadzą firmy. Podziękowałam i zaczęłam dzwonić pod podane numery. Dodzwoniłam się – owszem. Informacje uzyskałam. Chciałam tylko dokładnie wiedzieć z którego peronu po przesiadce będę miała ten następny pociąg. Usłyszałam, że oni – czyli informacja- są prywatną firmą nie mająca nic wspólnego z koleją i takich informacji nie posiadają, bo kolej ich nie podaje. Przy okazji dowiedziałam się, że inny numer ma informacja kolejowa dla telefonów stacjonarnych, inny dla komórkowych i to każda sieć z tychże – ma swój. Pani oświeciła mnie również, że ze Świebodzic bilet kupię w pociągu, ale tylko do Wrocławia, a we Wrocławiu muszę lecieć kurc-galopem do kasy, żeby zdążyć kupić bilet między przesiadkami, bo ten drugi pociąg to intercity, a ten to przewozy regionalne – firmy inne i bloczków konduktor może nie mieć. Szalenie mnie ta informacja ucieszyła. 20 minut – pomiędzy mam czasu – to może zdążę?
Ale Polką przecież jestem, więc jak to się mówi – Polak potrafi. Wymyśliłam, że jak zadzwonię na dworzec do Wałbrzycha to mi powiedzą czy u nich jest przedsprzedaż i zawsze to bliżej jechać po ten bilet. Numer mi podała pani z informacji, ale nie do kasy, bo tego nie miała – tylko do jakiegoś – zarządzania ruchem. Dodzwoniłam się od razu i kiedy wyłuszczyłam sprawę – sympatyczny pan najpierw się pośmiał, a potem udzielił mi wszystkich potrzebnych informacji. Bogata w uzyskana wiedzę kupiłam bilet w kasie na dworcu w Wałbrzychu.
Na dzień dzisiejszy moja wiedza dotycząca podróżowania koleją jest następująca: pociągi należą do kilku firm kompletnie nie kompatybilnych ze sobą; rozkłady jazdy w Internecie są aktualne dopiero po kilku dniach od zmian i jeśli dworzec jest, a nie ma kasy – to załatwiony jesteś na cacy, a informacja jest – jedna – ogólnopolska, z koleją nie mająca nic wspólnego będąca tylko pośrednikiem w przekazywaniu informacji.
Kiedyś – według pociągów regulowało się zegarki, w PRL –u – już się nie regulowało, ale dojechać nią można było wszędzie i informacje udzielano na każdym przystanku w kasie – dziś już nie.
Ciekawe czy w tej ogólnopolskiej informacji wiedzieliby jak dojechać do Pcimia?
Róża Stolarczyk