Jarzębina czerwona – (felieton)
1 listopada – dzień Wszystkich Świętych. Chryzantemy, znicze, wieńce na grobach poległych. Po zmroku – cmentarze jak płonące pochodnie. Przypominanie ludzi i zdarzeń. Zaduma, cisza i splin.
Cmentarze – miejsce, o którym mówi się tylko w tych dniach, bo w innym czasie to jakby temat nieelegancki. Dziwna maniera. Cmentarz to przede wszystkim historia – miejsca i kraju. Nasza historia. Myślę sobie, że dzieje się tak, gdyż przez długie lata – całe pokolenia Polaków wychowywały się na martyrologii własnego narodu. Przecież nie ma u nas miejscowości, w której nie ma tak zwanego miejsca pamięci – cmentarza wojennego, zbiorowego grobu, bezimiennej mogiły poległego żołnierza.
W jednym z miesięczników poświęconych historii – jeden z naukowców w swoim artykule stwierdza, że jesteśmy narodem „wychowanym nad trumną”. Na hasło – szlachetnie żyć i pięknie umrzeć – pracowało wiele pokoleń Polaków. Autor uważa, że to błąd. Nie mam zamiaru negować czy też popierać tego twierdzenia. Jedno jest pewne – taką mamy historię i zmienić jej nie możemy, a jeśli tych obszarów dotknie amnezja – dla nikogo nic dobrego z tego nie wyniknie. Jeszcze do niedawna uczono historii „właściwej” – teraz uczy się prawdziwej. A przynajmniej tej, której uczyć nie było wolno. Stawiamy pomniki żołnierzom wyklętym i nazywamy ich imionami ulice, Katyń nie jest tematem tabu, a zbrodnie UB i NKWD ujawniono – choć nie osądzono. To się nazywa świadomość. Patrząc jednak na to z boku – myślę – czy ten czas nie przyszedł za późno? Średnie i starsze pokolenie – ma satysfakcję z prawdy mówionej głośno. Młodemu pokoleniu w zasadzie jest to obojętne. Owszem – nauczą się, bo tak trzeba. I tylko tyle. Nie piszę tego po to, żeby cokolwiek zmienić, bo się nie da. Piszę, bo trzeba sobie uświadomić, że jeśli czegoś ważnego nie zrobi się w odpowiednim czasie – zaciera się tego wartość i znaczenie.
Cmentarze – pełne kwiatów i ognia. Kolorowych chryzantem, które przywędrowały do nas z dalekich Chin, choć dziś uważamy je za swoje. W polskiej tradycji rośliną związaną ze świętem zmarłych jest jarzębina. Kiedyś obsadzano nią cmentarze wierząc, że ma moc zatrzymywania dusz w miejscu ich pochówku. Na mogiłach kładziono wieńce lub wiązanki z bluszczu, suszonych kwiatów i koniecznie – z jarzębiny. W czterech rogach cmentarza zapalano ogniska, żeby ci co odeszli mogli dostrzec twarze tych co o nich pamiętają. W niektórych regionach Polski do dnia dzisiejszego dotrwał zwyczaj zapalania w nie zasłoniętym oknie świecy – świadectwa, że w tym domu wciąż pamięta się o tych, co odeszli. Taką sama świecę stawiało się też dla żywych – w dzień wigilii – znak, że dla każdego wędrowca znajdzie się tu miejsce przy stole. A dlaczego jarzębina? Ponoć dlatego, że jest owocem życia – pełna witamin i minerałów, które kumulują się jeszcze po pierwszych przymrozkach. Jest więc z tą jarzębiną trochę jak z darami grobowymi u starożytnych – mają zapewnić dostatek za życia i po śmierci. Nasza jarzębina ma jeszcze jedną zaletę – ma piękny czerwony kolor i widoczna jest z daleka nawet, kiedy już śnieg otula gałęzie.
Jedna refleksja mi się nasuwa – dobrze, że żyjemy w czasach, w których celebrujemy śmierć bliskich – dlatego, że taka jest kolej rzeczy, a nie dlatego, że musimy.
Róża Stolarczyk