Wielki świat i dziedzictwo narodowe (felieton)
W sobotę – co prawda o dość późnej porze (co jest normą, kiedy pokazuje się coś godnego uwagi) był w telewizyjnej jedynce film – „Wygrany”. Dwie znakomite role zagrali Janusz Gajos – co dziwne nie jest – i Paweł Szajda – młody, charyzmatyczny i ciekawy, bo w przegranego gwiazdora wiarygodnie wcielić się nie jest łatwo. Ale nie to, a raczej nie tylko to zwróciło moją uwagę. Część filmu rozgrywa się w Baden-Baden i jego luksusowych wnętrzach hotelowych.
Pewnie jakbym nie była z Dolnego Śląska, to bym uwierzyła, że faktycznie X muza przeniosła mnie tam, gdzie zażywają odpoczynku sławni i bogaci. Nic podobnego – za patio luksusowego hotelu robi w filmie pałac w Trzebieszowicach, a kryty basen – to nic dodać, nic ująć – Lądek Zdrój proszę państwa. Byłam, widziałam i stwierdzam, że właśnie tak jest. To Baden – Baden, to też gdzieś u nas, tylko migawki za krótkie były i rozpoznanie moje jest niedokładne. Dziwnego nic w tym nie jest, że plenery kurortów światowych kręci się na Dolnym Śląsku – zawsze był na europejskim poziomie, choć przez dziesięciolecia wmawiano nam, że to wszystko jest poniemieckie, więc rozbierano i dewastowano bez litości, a tu proszę – za Baden-Baden nagle robi. W tym miejscu pomyślałam sobie o tych gadkach nierozgarniętych polityków, co to najpierw mówili o naszym wejściu do Europy, a potem, że już w tej Europie jesteśmy. Przepraszam bardzo – ale przed wejściem do Unii (do której Islandia – ku mojej radości – wejść nie chce) to niby gdzie byliśmy? Dryfowaliśmy na krze z Antarktydy?! A pan minister od dziedzictwa jest stąd – z Dolnego Śląska i chwalić się tym lubi, ale forsę to wolał dać na coś czego jeszcze nie ma niż na zabezpieczenie paru dachów nad zabytkami światowej klasy. W tej chwili to już nie jest „poniemieckie” – tylko nasze. Dostaliśmy z dobrodziejstwem inwentarza i dbać powinniśmy o ten inwentarz jak rolnik o swoje krowy, a pan minister ma w tytule – dziedzictwo narodowe. Jak sama nazwa więc wskazuje – pierwsze, to dbanie o to co się już ma – czyli owe dziedzictwo. Chyba, że ja nie rozumiem słowa dziedzictwo. To tyle jeśli chodzi o czepianie się pana ministra.
Teraz natomiast o rzeczy smutnej i niezrozumiałej pewnie nie tylko dla mnie. W nocy z soboty na niedzielę zmarł Tadeusz Chyła. „Cysorz” polskiego kabaretu z czasów cenzury i wszelkich niedogodności. Z czasów, kiedy dowcip i satyra były inteligentne, bo musiały przemycać treści, z których śmiać się nie wolno było, a jednak się śmiano i to głośno i publicznie. Młodemu pokoleniu pewnie osoba, o której mowa nic nie mówi. Warto by jednak było, żeby mówiła, bo to ktoś z czasów kiedy sztuka kabaretowa oznaczała inteligencję, a nie prostactwo. Odszedł jak wielu, ale smutne jest to, ze nie znalazłam tej informacji na żadnym portalu, w żadnym programie informacyjnym. Tylko radiowa jedynka podała tę informację w „Leniwej niedzieli”.
Myślę sobie, że „Cysorz” jest i będzie aktualny zawsze, bo zawsze wokół nas są tacy „cysorze” co to poza własnym luksusem nie koniecznie eleganckim nie chcą i nie widzą nic.
Róża Stolarczyk.
Foto archiwalne – Lądek Zdrój